Pod koniec maja zaczyna się wielkie planowanie, kto, z kim,
gdzie i na jak długo wyjedzie na wakacje. Szczerze, nie lubię tego. Rzadko
gdzieś wyjeżdżam, a jeszcze rzadziej z kimś. Jak na razie mam na głowie
zagrożenia. Dobra, wiem. Zawaliłam, nie uczyłam się, mam za swoje. Nie obiecuję
poprawy, bo wiem, że to na nic. Matka z ojcem i tak będą się drzeć. Przecież to
o n i mają te cholerne ambicje, nie
ja.
Ja tylko
czasem śpiewałam. Zawsze mówili, że mam być cicho, nigdy nie mieli czasu mnie
wysłuchać. I wiele osób twierdzi, że zmarnowałam talent. Oczywiście, nigdy nie
powiedziałam, że to po części przez ludzi, którzy mnie wychowali. Nie ma
głupich, dopiero by mi palnęli kazanie. Bernardi dzisiaj ma wpaść. Myślę, jak
by się ulotnić szybko i niezauważenie. Pewnie nic mi z tego nie wyjdzie. Ale
nie zaszkodzi spróbować.
Kuba
ostatnio przyniósł mi pozdrowienia od Martino. Ciekawe, co ta włoska łazęga
chce. Dzisiaj siatkarze rozjechali się do domów. Kuba siedzi u babci i dziadka,
musi dożyć końca roku. Nie ma zagrożeń, bardzo dobrze się uczy i szczerze
powiedziawszy nie zdziwię się, gdyby dostał świadectwo z paskiem. Ja pasek będę
mieć na dupie.
Od jakiegoś
czasu Popiwczak dużo czasu spędza z pewną dziewczyną. Nie są razem, chociaż ona
pewnie by chciała. Klei się do niego na każdym kroku. Gdy jestem blisko, czy z
nim rozmawia, stara się zwrócić jego uwagę na siebie. Szkoda, że nie widzi,
jakie to żałosne. On sam stwierdził, że Marzena zaczyna działać mu na nerwy.
Rozmyślania przerywa mi dźwięk przychodzącego smsa. To tylko znajomy z klasy
próbuje się dowiedzieć, co u mnie słychać. Jest niesamowicie pobożny. Podziwiam
go za to.
Jest
kilkanaście minut przed południem. Słońce świeci w okna szkoły z niemiłosierną
mocą. Dzisiaj taki dzień, w którym wszystkie lekcje mam w salach tak
usytuowanych, że gdy w nich jestem, świeci w okna. Cudownie, można by rzec –
świetnie. Historia. Franka próbuje jeszcze przepytać tych, którzy mają jakieś
zagrożenia czy chcą sobie podnieść oceny. Siadam w ostatniej ławce i wyciągam
książkę pod tytułem Miasto Kości.
Uwielbiam takie połączenie fantastyki i młodzieżowego stylu. Lekko się czyta i
sprawia przyjemność.
- Lenartowicz – z lektury wyrywa mnie syk Popiwczaka.
- Co? – mruczę
zirytowana.
- Kto rządził
Chinami? Mao? – pyta, pisząc wiadomość na telefonie.
- Mao Tse Tung.
Nie pisz tyle, jak kocha to poczeka -
zauważam złośliwie i odwracam się z powrotem, wracając tym samym do lektury.
Ta raczej nie kocha – szepcze cicho, ale ja to
słyszę. Chwilę później od lektury odrywa mnie wibracja telefonu. Odczytuję
wiadomość właśnie od niego. Co z tego, że siedzi za mną. Bernardi mówi, że nie da rady dzisiaj do was przyjść. Kazał przeprosić
Twojego ojca, ale musi wracać do Włoch, jakieś problemy z jego siostrą. Obiecał
przyjść, jak wróci. Nie chciałem mówić tego na głos, znasz w końcu Franię. Do
Ciebie nie miał numeru, a jak się dowiedział, że jesteśmy razem w klasie to
wykorzystał okazję.
Uśmiecham się ironicznie i
przerabiając trochę treść wiadomości, wysyłam ją tacie. Cóż, szczęśliwy
nie będzie, ale cóż poradzę. Znał Lorenzo, to pewnie zna i Cristinę.
- Przyjdzie
tu, mimo wszystko, może Lenartowicz Justyna– mówi nauczycielka, patrząc w
dziennik.
- Mimo
wszystko idę –uśmiecham się, chwytając zeszyt. Coś umiem. Jest dobrze.
Od Tyśś:Kur*a... odcinki się napisały, ale internet nie współpracuje ;x za nieregularność w publikowaniu przepraszam, wybaczcie :)
olać systematyczność, jak kochamy, to poczekamy :P
OdpowiedzUsuńMartino przesyła pozdrowienia, czyżby jakaś zemsta się szykowała?
"Ta raczej nie kocha" - to było genialne.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Justyna poradziła sobie z pytaniami pani Frani ?
zapraszam na 2: http://najpiekniejszydzienwzyciu.blogspot.com/
Czyzby Nartino szykowal jakas zemste? ;)
OdpowiedzUsuńA tam, systematycznosc. Kocham to opowiadanie, wiec poczekam :p