4. Żyć po swojemu i mieć święty spokój

Pod koniec maja zaczyna się wielkie planowanie, kto, z kim, gdzie i na jak długo wyjedzie na wakacje. Szczerze, nie lubię tego. Rzadko gdzieś wyjeżdżam, a jeszcze rzadziej z kimś. Jak na razie mam na głowie zagrożenia. Dobra, wiem. Zawaliłam, nie uczyłam się, mam za swoje. Nie obiecuję poprawy, bo wiem, że to na nic. Matka z ojcem i tak będą się drzeć. Przecież to o n i mają te cholerne ambicje, nie ja.
        Ja tylko czasem śpiewałam. Zawsze mówili, że mam być cicho, nigdy nie mieli czasu mnie wysłuchać. I wiele osób twierdzi, że zmarnowałam talent. Oczywiście, nigdy nie powiedziałam, że to po części przez ludzi, którzy mnie wychowali. Nie ma głupich, dopiero by mi palnęli kazanie. Bernardi dzisiaj ma wpaść. Myślę, jak by się ulotnić szybko i niezauważenie. Pewnie nic mi z tego nie wyjdzie. Ale nie zaszkodzi spróbować.
          Kuba ostatnio przyniósł mi pozdrowienia od Martino. Ciekawe, co ta włoska łazęga chce. Dzisiaj siatkarze rozjechali się do domów. Kuba siedzi u babci i dziadka, musi dożyć końca roku. Nie ma zagrożeń, bardzo dobrze się uczy i szczerze powiedziawszy nie zdziwię się, gdyby dostał świadectwo z paskiem. Ja pasek będę mieć na dupie.
          Od jakiegoś czasu Popiwczak dużo czasu spędza z pewną dziewczyną. Nie są razem, chociaż ona pewnie by chciała. Klei się do niego na każdym kroku. Gdy jestem blisko, czy z nim rozmawia, stara się zwrócić jego uwagę na siebie. Szkoda, że nie widzi, jakie to żałosne. On sam stwierdził, że Marzena zaczyna działać mu na nerwy. Rozmyślania przerywa mi dźwięk przychodzącego smsa. To tylko znajomy z klasy próbuje się dowiedzieć, co u mnie słychać. Jest niesamowicie pobożny. Podziwiam go za to.
         Jest kilkanaście minut przed południem. Słońce świeci w okna szkoły z niemiłosierną mocą. Dzisiaj taki dzień, w którym wszystkie lekcje mam w salach tak usytuowanych, że gdy w nich jestem, świeci w okna. Cudownie, można by rzec – świetnie. Historia. Franka próbuje jeszcze przepytać tych, którzy mają jakieś zagrożenia czy chcą sobie podnieść oceny. Siadam w ostatniej ławce i wyciągam książkę pod tytułem Miasto Kości. Uwielbiam takie połączenie fantastyki i młodzieżowego stylu. Lekko się czyta i sprawia przyjemność.
- Lenartowicz – z lektury wyrywa mnie syk Popiwczaka.
      - Co? – mruczę zirytowana.
      - Kto rządził Chinami? Mao? – pyta, pisząc wiadomość na telefonie.
      - Mao Tse Tung. Nie pisz tyle, jak kocha to poczeka  - zauważam złośliwie i odwracam się z powrotem, wracając tym samym do lektury.
Ta raczej  nie kocha – szepcze cicho, ale ja to słyszę. Chwilę później od lektury odrywa mnie wibracja telefonu. Odczytuję wiadomość właśnie od niego. Co z tego, że siedzi za mną. Bernardi mówi, że nie da rady dzisiaj do was przyjść. Kazał przeprosić Twojego ojca, ale musi wracać do Włoch, jakieś problemy z jego siostrą. Obiecał przyjść, jak wróci. Nie chciałem mówić tego na głos, znasz w końcu Franię. Do Ciebie nie miał numeru, a jak się dowiedział, że jesteśmy razem w klasie to wykorzystał okazję.
          Uśmiecham się ironicznie i przerabiając trochę treść wiadomości, wysyłam ją tacie. Cóż, szczęśliwy nie będzie, ale cóż poradzę. Znał Lorenzo, to pewnie zna i Cristinę.
          - Przyjdzie tu, mimo wszystko, może Lenartowicz Justyna– mówi nauczycielka, patrząc w dziennik.

          - Mimo wszystko idę –uśmiecham się, chwytając zeszyt. Coś umiem. Jest dobrze. 

Od Tyśś:Kur*a... odcinki się napisały, ale internet nie współpracuje ;x za nieregularność w publikowaniu przepraszam, wybaczcie :)

3 komentarze:

  1. olać systematyczność, jak kochamy, to poczekamy :P
    Martino przesyła pozdrowienia, czyżby jakaś zemsta się szykowała?

    OdpowiedzUsuń
  2. "Ta raczej nie kocha" - to było genialne.
    Mam nadzieję, że Justyna poradziła sobie z pytaniami pani Frani ?
    zapraszam na 2: http://najpiekniejszydzienwzyciu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyzby Nartino szykowal jakas zemste? ;)
    A tam, systematycznosc. Kocham to opowiadanie, wiec poczekam :p

    OdpowiedzUsuń