Po wyjściu
Lorenza, moja mama wparowała do mojego pokoju. Teraz siedzimy sobie w trójkę,
śmiejąc się z trenera. Kuba opowiada,
jak to się drze na treningach i jak śmiesznie się denerwuje. Tę sielankę
przerywa nam dzwonek do drzwi. Idę otworzyć, a widok gościa, który stoi w
drzwiach wprawia mnie w stan osłupienia.
- Co ty tu do
cholery jasnej robisz?! – cedzę słowa, wpatrując się w oczy Włocha.
- Nie przeklinaj.
Jak masz coś mówić, to mów do ciemnej cholery – przeciąga się. – Przyszedłem odwiedzić
moją ulubioną koleżankę Justynkę w jej mieszkanku.
- Martino, wyjdź!
Nie masz prawa tutaj przebywać, dopóki cię nie zaproszę! – powoli tracę nad
sobą panowanie.
- Nie wyjdę.
Chciałem spytać, jak tam dzidziuś? – robi tą cholerną niewinną minkę. Niewiele
myśląc uderzam go w twarz. I to bynajmniej nie otwartą dłonią. Uderzam go
pięścią. Zaskoczenie maluje się na jego twarzy, a z nosa płynie krew.
- Ty mała…
- Wyjdziesz mi
stąd, czy mam dzwonić po policję? – tracę do niego cierpliwość.
- Jeszcze
porozmawiamy inaczej – mówi, odwracając się i schodząc po schodach.
Wracam
do pokoju, siadam obok Kuby i wzdycham. Mama od razu zauważa, że cos jest nie
tak. Próbuje to ze mnie wyciągnąć, ale to nic nie daję. Kładę się na łóżku,
obracając tyłem do nich. Mama wychodzi, żeby odebrać telefon, pewnie od ojca,
który teraz nagle się rozdzwonił. A Kuba siada obok mnie, łapiąc mnie za rękę.
- Ej, co się
dzieje? – pyta z troską w oczach i w głosie.
- Martino tu był.
Pytał o dziecko.
- Zastanawia
mnie, skąd on to wie…
- Słyszał, jak
Lorenzo gadał z mamą przed halą… - wpatruję się uporczywie w jeden punkt na
ścianie.
- Jusia, nie
przejmuj się tym. On nic nie zrobi.
- Ja wiem… Ale
mnie strasznie denerwuje...
- On tylko gra
twardego. W rzeczywistości jest naprawdę miłym człowiekiem, z którym można
porozmawiać. On teraz odreagowuje, bo ma
stresy z narzeczoną…
- Niech się ode
mnie odwali.
Blondyn kładzie się obok mnie. Czuję jego rękę, która oplata mnie i
spalata swoje palce z moimi. Uśmiecham się. Tego mi było potrzeba do szczęścia.
Naprawdę się cieszę, że Kuba jest moim przyjacielem, chociaż teraz to już chyba
nawet kimś więcej.
- Cieszę się, że
jesteś – szepcze mi do ucha.
No więc tak:
primo: Martino po prostu lubi wkurzać ludzi ;) Nie bójcie się, więcej tutaj nie zawita...
duo: nie zawita, bo to już koniec <fanfary> jeszcze tylko epilog *ucieka przed ciosami* nie bijcie ;)
Mega, mega, mega *,* już koniec? ;c no nie rób tego.. :c
OdpowiedzUsuńDlaczego już koniec ? :(
OdpowiedzUsuńOoo koniec? No nie no :(
OdpowiedzUsuńA no oczywiście, że Kuba się cieszy, bo pasują do siebie akurat :) On ją wysłucha, pocieszy, obroni, a ona będzie mu zawsze kibicować i pocieszać :)
Pozdrawiam
Zapraszam serdecznie na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńhttp://someday-you-will-find-the-real-love.blogspot.com/
oraz na nowy projekt jeśli masz ochotę :)
http://never-give-up6.blogspot.com/
Jak to już epilog ? Musze przetrawić tą informację :)
OdpowiedzUsuńRozdział nie pisząc długo świetny *.*
Pozdrawiam kiedyś Via dziś Stella
Epilog? A jebnąć ci? :(
OdpowiedzUsuńMatteo coś kiepski sobie obiekt wybrał do rozładowywania stresów z narzeczoną. Ja tam na miejscu Justyny już bym po tę policję zadzwoniła, bo naprawdę facet przegina.
Cieszę się, że taki Kuba jest przy niej cały czas. :)
Jak to jeszcze epilog tylko? ;o
OdpowiedzUsuńKuba jest taki kochany <3
Pozdrawiam! ;*
Justyna dobrze poradziła sobie z Matteo, należało mu się. Kuba jest doskonałym przyjacielem i myślę, że już nie tylko nim :) Oby, bo byliby parą cudowną! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie po długiej przerwie, http://ill-never-let-you-go.blogspot.com/ :*