13. Dziś uśmiechnął się los



          Po wyjściu Lorenza, moja mama wparowała do mojego pokoju. Teraz siedzimy sobie w trójkę, śmiejąc się z trenera.  Kuba opowiada, jak to się drze na treningach i jak śmiesznie się denerwuje. Tę sielankę przerywa nam dzwonek do drzwi. Idę otworzyć, a widok gościa, który stoi w drzwiach wprawia mnie w stan osłupienia.
    - Co ty tu do cholery jasnej robisz?! – cedzę słowa, wpatrując się w oczy Włocha.
    - Nie przeklinaj. Jak masz coś mówić, to mów do ciemnej cholery – przeciąga się. – Przyszedłem odwiedzić moją ulubioną koleżankę Justynkę w jej mieszkanku.
    - Martino, wyjdź! Nie masz prawa tutaj przebywać, dopóki cię nie zaproszę! – powoli tracę nad sobą panowanie.
    - Nie wyjdę. Chciałem spytać, jak tam dzidziuś? – robi tą cholerną niewinną minkę. Niewiele myśląc uderzam go w twarz. I to bynajmniej nie otwartą dłonią. Uderzam go pięścią. Zaskoczenie maluje się na jego twarzy, a z nosa płynie krew. 
    - Ty mała…
    - Wyjdziesz mi stąd, czy mam dzwonić po policję? – tracę do niego cierpliwość.
    - Jeszcze porozmawiamy inaczej – mówi, odwracając się i schodząc po schodach.
              Wracam do pokoju, siadam obok Kuby i wzdycham. Mama od razu zauważa, że cos jest nie tak. Próbuje to ze mnie wyciągnąć, ale to nic nie daję. Kładę się na łóżku, obracając tyłem do nich. Mama wychodzi, żeby odebrać telefon, pewnie od ojca, który teraz nagle się rozdzwonił. A Kuba siada obok mnie, łapiąc mnie za rękę.
     - Ej, co się dzieje? – pyta z troską w oczach i w głosie.
     - Martino tu był. Pytał o dziecko.
     - Zastanawia mnie, skąd on to wie…
     - Słyszał, jak Lorenzo gadał z mamą przed halą… - wpatruję się uporczywie w jeden punkt na ścianie.
      - Jusia, nie przejmuj się tym. On nic nie zrobi.
      - Ja wiem… Ale mnie strasznie denerwuje...
      - On tylko gra twardego. W rzeczywistości jest naprawdę miłym człowiekiem, z którym można porozmawiać. On  teraz odreagowuje, bo ma stresy z narzeczoną…
       - Niech się ode mnie odwali.
                     Blondyn kładzie się obok mnie. Czuję jego rękę, która oplata mnie i spalata swoje palce z moimi. Uśmiecham się. Tego mi było potrzeba do szczęścia. Naprawdę się cieszę, że Kuba jest moim przyjacielem, chociaż teraz to już chyba nawet kimś więcej.
      - Cieszę się, że jesteś – szepcze mi do ucha.
                    
No więc tak:
primo: Martino po prostu lubi wkurzać ludzi ;) Nie bójcie się, więcej tutaj nie zawita...
duo: nie zawita, bo to już koniec <fanfary> jeszcze tylko epilog *ucieka przed ciosami* nie bijcie ;)  
 

8 komentarzy:

  1. Mega, mega, mega *,* już koniec? ;c no nie rób tego.. :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo koniec? No nie no :(
    A no oczywiście, że Kuba się cieszy, bo pasują do siebie akurat :) On ją wysłucha, pocieszy, obroni, a ona będzie mu zawsze kibicować i pocieszać :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam serdecznie na następny rozdział ;)
    http://someday-you-will-find-the-real-love.blogspot.com/
    oraz na nowy projekt jeśli masz ochotę :)
    http://never-give-up6.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to już epilog ? Musze przetrawić tą informację :)
    Rozdział nie pisząc długo świetny *.*
    Pozdrawiam kiedyś Via dziś Stella

    OdpowiedzUsuń
  5. Epilog? A jebnąć ci? :(
    Matteo coś kiepski sobie obiekt wybrał do rozładowywania stresów z narzeczoną. Ja tam na miejscu Justyny już bym po tę policję zadzwoniła, bo naprawdę facet przegina.
    Cieszę się, że taki Kuba jest przy niej cały czas. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to jeszcze epilog tylko? ;o
    Kuba jest taki kochany <3
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Justyna dobrze poradziła sobie z Matteo, należało mu się. Kuba jest doskonałym przyjacielem i myślę, że już nie tylko nim :) Oby, bo byliby parą cudowną! :)
    Zapraszam do mnie po długiej przerwie, http://ill-never-let-you-go.blogspot.com/ :*

    OdpowiedzUsuń